czwartek, 31 stycznia 2013

Głodówka- nie taka zła jak się wydaje...

Na samą myśl o przeprowadzeniu głodówki większość osób nagle dopada wilczy głód. Ja miałam dokładnie tak samo na samą myśl o głodówce w głowie widziałam zastawione po brzegi stoły smakołyków.
Wiele osób uważa,że głodówka to totalna głupota,bezsens  i obciążenie dla organizmu. Prawdopodobnie nie jest to najlepsza forma dla oczyszczenia organizmu, ale dla mnie okazała się naprawdę zbawienna.
Wiele razy wcześniej próbowałam zrobić takie właśnie oczyszczenie, ale zawsze jakoś sił zabrakło.
Pod koniec listopada zebrałam się w sobie i wytrzymałam 3 dni o wodzie i witaminach. Pierwszy dzień był walką ze sama sobą, ale znalazłam sobie tyle zajęć,że nie miałam czasu na myślenie o jedzeniu. W drugim i trzecim dniu ku mojemu wielkiemu zdziwieniu miałam taki przypływ energii,że naprawdę nie pamiętam kiedy czułam się tak dobrze lekko, jakby ktoś uwolnił mnie od niesamowitego ciężaru jaki nosiłam na plecach.
Jedynym minusem jaki odczułam podczas tej 3 dniówki to większa nerwowość i drażliwość, bo jak na złość jedzenie zaglądało na mnie z wszystkich zakątków świata. Po 3 dniach wróciłam stopniowo do zdrowego jedzenia począwszy od buliony i warzyw gotowanych na parze. Nie zależało mi na spadku wagi, ale muszę przyznać,że -2,5 kg zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Najważniejsza była ta dodatkowa siła jakiej dostałam do trzymania się po zdrowej stronie mocy. Wszystko szło dobrze do świąt i po świętach. I wtedy to pofolgowałam sobie okropnie stwierdzając,że skoro waga stoi to nie ma tak źle. Nie było do momentu kiedy waga podskoczyła i zapaliła mi się lampka ,że jestem na najlepszej drodze,żeby zrujnować wszystko na co pracowałam rok czasu. Powiedziałam dość i tym razem zrobiłam 2 dni głodówki i czuję się jak nowo narodzona z niesamowitą mocą na realizowanie moich postanowień noworocznych.
Jestem pod stałą kontrola lekarza od kiedy postanowiłam wziąć się za swoje życie. Morfologia w normie więc z całą pewnością podejmowane przeze mnie działania nie przynoszą szkody zdrowotnej. Może i jest w tych wszystkich próbach sporo desperacji i chaosu, ale w chaosie potrafię się najlepiej odnaleźć:)

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wypadanie włosów

Wypadanie włosów to zmora większości kobiet. Jestem fryzjerką ponad 6 lat i jeszcze nie napotkałam na swojej drodze kobiety ,która nie miałaby choć raz problemu z nadmiernym wypadaniem włosów. Jedne z pań gubią włoski sezonowo, inne mają kłopoty zdrowotne  lub wahania hormonalne, które także bardzo często są powodem wypadania. Jednak to właśnie kobiety po ciąży są najliczniejszą grupą dostającą dreszczy na myśl o czesaniu , bądź myciu głowy. Mnie niestety nie ominęła ta pociążowa  przypadłość.
Swoim klientkom pytającym mnie ze łzami w oczach "Pani Agato co mam zrobić,żeby nie wyłysieć..." zawsze ze stoickim spokojem tłumaczyłam,że całą ciążę cieszyły się pięknymi bujnymi czuprynami za sprawą hormonów, jednak w momencie odcięcia pępowiny dobre hormony niestety musza wrócić do normy ,a co za tym idzie niestety nasze włosy ,skóra i paznokcie tracą jak za dotknięciem magicznej różdżki nagle moc i blask. Nagle każde mycie i czesanie dla mnie stało się przykrym obowiązkiem. Wiedziałam o tym jak może wyglądać wypadanie włosów, ale widząc na szczotce i w kratce odpływowej tony moich włosów miałam naprawdę wszystkiego dość! Chodziłam tylko i wyłącznie w spiętych ,zaplecionych włosach , a mimo to wszędzie ich było pełno.Najgorsze było znajdowanie ich w rączkach ,bądź buzi Amelki.Płacze i zgrzytanie zębów niestety nie pomagały  tak samo jak większość środków,których używałam wcześniej gdy miałam problem z okresową wymianą upierzenia .
Na moim ulubionym włosowym  blogu natknęłam się na wpis o Jantarze. 

Znalezienie go jednak w moim mieście graniczyło z cudem, ale udało mi się go zamówić do sklepu zielarskiego...Zużyłam dwa opakowania, starałam się codziennie wcierać preparat w skórę głowy i przy okazji wykonywać masaż pobudzający cebulki. Jantar jest mało wydajny, jednak jego cena w stosunku do innych preparatów jest bardzo niska bo buteleczka 100 ml kosztuje ok 10 zł. Włosy po ok miesiącu stosowania nieco mniej wypadały i co mnie bardzo cieszyło pojawił się ogromny wysyp baby hair.
W między czasie mogłam brać tylko witaminy przeznaczone dla kobiet karmiących, żadne tabletki przeznaczone na wzmocnienie włosów nie były odpowiednie, w momencie kiedy Amelka skończyła 6 m-cy dermatolog poleciła mi brać Zincuprin. Co do jego skuteczności, ciężko jest mi się wypowiedzieć, bo wzięłam tylko jedno opakowanie. Wypadanie co prawda zmniejszyło się na jakieś dwa miesiące.
W momencie gdy skończyłam karmić nagle problem jak bumerang wrócił.
Sięgnęłam po kurację Joanna Rzepa

Zaczęłam działać ze zdwojona siłą. Na noc wcierałam ampułkę a rano wcierkę. Oczywiście przy każdej wcierce bardzo wskazane jest wykonywanie masażu, ja staram się,żeby trwał minimum 4-5 minut.
Kuracja z rzepy jest tania ampułki kupiłam za 14 zł/7szt,wcierka 6 zł/100 ml.
Ampułki przelewałam do pojemniczka z atomizerem co bardzo ułatwiło ich aplikacje, ponieważ są one w bardzo niewygodnych i niebezpiecznych szklanych ampułkach. Wcierka jak widać na zdjęciu jest w bardzo wygodnej do użycia buteleczce.
Przy użyciu wcierki trzeba uważać z ilością nakładanego produktu , kilka razy przesadziłam z ilością i włosy wyglądały na nieświeże i były dosyć obciążone (moja skóra ma skłonności  do przetłuszczania).
Zużyłam jedno opakowanie ampułek,jedną wcierkę i muszę przyznać,że jestem pod ogromnym wrażeniem,że tak tanie i przede wszystkim POLSKIE preparaty dają naprawdę zaskakująco dobre efekty.
Na swojej głowie przetestowałam kilkanaście produktów zwalczających wypadanie/pobudzających wzrost włosów, od tych tańszych po takie kosztujące ponad 100 zł,ale nie przypominam sobie,żebym miała kiedyś tyle baby hair co teraz zarówno po jantarze jak i po rzepie. Kolejny razpotwierdza się reguła,że nie zawsze droższe znaczy lepsze.
Jednym słowem z czystym sumieniem polecam obie wcierki.

czwartek, 24 stycznia 2013

Mamuśka...

Dziś wpis z serii moja walka ze stereotypami...
Może wydać się to niektórym dziwne, ale krew gotuje mi się jak wyrywając się z domu w sobotni wieczór wchodząc do baru od wejścia słyszę"...MAMUŚKA...".Może dalszy ciąg wpisu rozjaśni powód mojego niezadowolenia z tego,że nagle wszyscy znajomi zapomnieli,że nazywam się AGATA. Owszem  moje życie ostatnio kręci się w koło maleńkiego najsłodszego na świecie uśmiechu i kocham te zajęcie,choć miewam lepsze i gorsze dni jak każda z mam. Biegam całymi dniami za Amelka, która jest istnym wulkanem energii. Człowiek nie mrugnie oczami a ona jest już po drugiej stronie pokoju. Czasem wolę włożyć ją do łóżeczka poczytać, pośpiewać , cokolwiek byleby nie zrobiła sobie krzywdy. Jest teraz na etapie do większości przedmiotów jestem w stanie dosięgnąć, a jeśli nie to się powspinam i każda sekunda nieuwagi kończy się niemal moim zawałem serca na widok nieograniczonej pomysłowości mojej 13 m-cznej córeczki:)Jakby było mało mam 6 letniego psa,który dla równowagi w przyrodzie ,gdy Amelka rozwija się w zastraszającym tempie , on uwstecznia się i coraz częściej zachowuje się jak maleńki szczeniaczek. Dla ścisłości Baster jest amstaffem i waży 30 kg więc jego szczenięce zachowania podnoszą me ciśnienie momentami do granic. Wiadomo, że nie omija mnie całe pranie, latanie na miotle,tańczenie z garami i cała reszta kurodomowania:)
 I tak cały tydzień, więc czy nie mam prawa wyjść raz na ruski rok kulturalnie ze znajomymi napić się drinka i przez ten jeden jedyny moment w tygodniu odpocząć od faktu, że jestem szczęśliwą mamą, ale także nadal człowiekiem, który potrzebuje odpocząć? Teoretycznie powinno mi być miło,że ktoś interesuje się moim maleńkim wielkim cudem, tylko czemu te wszystkie pytania zadają mi gdy ja właśnie od tej codzienności muszę odetchnąć. Dla czego nikt nie mówi tak do mnie na mieście? Może powodem jest to,że wszyscy gdzieś pędzą, nie mają czasu na rozmowę? Może tylko %  wzmagają w "znajomych" chęć posiadania wiedzy na temat mojej "nowej" roli, a może po prostu niektórzy ludzie uważają ,że posiadanie dziecka zobowiązuje nas do tego,że o niczym innym nie powinno się już rozmawiać...
Mam nadzieję,że zanim zostałam mamą nie mówiłam tak do koleżanek, które miały dzieci wcześniej niż ja..
Jeśli mówiłam to przepraszam,że zakłócałam ich 5 min resetowania się i nabierania sił na kolejne godziny spędzone na na kolanach w poszukiwaniu smoczka, zbieranie zabawek i takie tam inne zajęcia związane z byciem mamą:)

piątek, 18 stycznia 2013

Jest laptop,będą wpisy:)

Odrobinę czasu zajęło mi zorganizowanie nowego laptopa, ale jest i będę teraz nadrabiała kilka zaległości.
Dodam,że ostatni zalała moja księżniczka i niestety mimo kilkukrotnych prób ratowania laptop jest już w lepszym świecie:)
Niestety w moich postępach szału nie ma, ponieważ z powodu strasznego bólu stawów nie ćwiczyłam od ponad miesiąca a i z dietą strasznie pofolgowałam.
Jedyny plus tego,że nie było spadków jest to,że zwyżki jedyny kg.
Dokładnie rok po porodzie czyli 14.12 było mnie mniej o 27 kg+moja 10 kg roczna dzidzia.
Znajomi nie poznają mnie na ulicy i wszyscy pytają o złoty środek,dietę cud? Z przykrością przyznaję,że nie znam takowego, a na efekt mojej metamorfozy miało wpływ wiele czynników takich jak wylewany pot przy ćwiczeniach ponad normy wytrzymałości,częste wyrzeczenia i ciągła walka ze swoimi wyrzeczeniami...
Początkiem grudnia wybrałam się do Nature House w celu wykonania pomiaru masy ciała, tłuszczu,wody w organizmie i mało nie zemdlałam jak Pani dietetyk oznajmiła mi,że mam 8!!!kg zalegających płynów  i 6 zbędnego tłuszczu:( To jaki wynik miała bym w styczniu, aż strach pomyśleć...Zaproponowano mi suplementację wizyty raz w tygodniu i dietę za jedyne 400 zł. Podziękowałam. Może iż nie jest to najzdrowsza forma  bardzo pomogła mi głodówka zaledwie trzy dni, ale dały mi oczyszczenie jakiego potrzebowałam. O zgrozo podczas tych 3 dni czułam się wyśmienicie fizycznie i jedynym minusem była lekka drażliwość...
Zakupiłam suplement pozbywający się wody z organizmu Aqua Femin i mam nadzieje,że pomoże mi w połączeniu z dietą i ćwiczeniami pozbyć się tych zalegających płynów.
Jak będzie czas pokaże.

PS. Wszystkim zaglądającym życzę wszystkiego dobrego w nowym roku, osiągnięcia celów, pociechy z dzieci i przede wszystkim ZDROWIA:*
Najszczersze choć lekko spóźnione.